piątek, 16 sierpnia 2013

#5

*2 lata wstecz*
Holmes Chapel

Zdezorientowana Sky pędem wybiegła ze szkolnego gmachu, modląc się w myślach, aby nikt z nauczycieli, ani uczniów nie przyłapał jej na ucieczce. Dziewczynie rzadko zdarzało się wymykać wcześniej ze szkoły, lecz zdarzenia, które przed chwilą miały miejsce, zmusiły ją do takiego działania. Nie opuszczałaby zajęć z błahego powodu, lecz ten po prostu ją przerósł. Co ten chłopak sobie wyobraża, pogrywając ze mną w taki sposób? W jej głowie kłębiło się multum myśli. Nie wiedziała, dlaczego ktoś, kto dosłownie kilka dni temu wyciągnął do niej pomocną dłoń, teraz najzwyczajniej nie chce mieć z nią nic wspólnego. Dziewczyna była przyzwyczajona do różnych, ordynarnych gestów rówieśników wobec niej, lecz w głębi serca miała nadzieję, że on okaże się inny. Miała nadzieję, że komuś w końcu będzie na niej zależeć w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu…

Po szybkim przedostaniu się do centrum miasta, Sky wiedziała, gdzie musi się dalej udać. Pośpiesznie mijała małe, przydrożne sklepiki, próbując nie natknąć się na żadną, znaną osobę. Jedynie podczas wymijania kilku staruszek, spotkała sąsiada Henry’ego, który pomimo częstych spotkań z jej „ojcem” w mieszkaniu i popijaniu wódki („pamiętaj, alkohol spożywany z umiarem czyni cuda” powtarzał jej ojciec, gdy ta musiała usługiwać im podczas domowych eskapad) nadal jej nie kojarzył. Dziewczyna w duchu ponownie podziękowała za swój brak popularności w sferze jej opiekunów, i wreszcie dotarła do celu szczerze i szeroko się uśmiechając. 

Przed jej drobną osóbką wznosił się cudowny, zabytkowy, ceglany budynek. Archiwolty, łuki i liczne zdobienia, nadawały mu cech, które posiadają arystokrackie posiadłości. W oknach, w których ramy były ręcznie rzeźbione, znajdowały się witraże, lecz to co przedstawiały, nie miało nic wspólnego z wiarą. Kolorowe szkiełka, ułożone były w mozaikę łąk, na której rozsiane były kwiaty- maki. Nieliczona ilość kwiatów, a każdy z nich zdawał się mieć inny odcień czerwieni. Tuż nad wejściem, znajdował się mały, lekko zardzewiały szyld, na którym namalowane łodygi kwiatów układały napis ‘Kwiaciarnia u Sophii’. To właśnie to miejsce dziewczyna traktowała jak swoje drugie miejsce na ziemi. Starała się spędzać tam jak najwięcej czasu. Często powtarzała właścicielce, że gdy tylko zajdzie taka potrzeba, może tutaj przesiedzieć całą noc i pilnować każdego kwiatka osobno. Właścicielka kwiaciarni, pani Collins właśnie za to uwielbiała swoją jedyną pracownicę. Starsza pani, mająca już prawie 80 lat traktowała Sky jak własną córkę, której nigdy nie posiadała. Dzięki dziewczynie, mogła ponownie poczuć się dla kogoś ważna. Lecz nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Pragnęła tylko zwykłej, ludzkiej przyjaźni…

Sky popchnęła lekko zardzewiałe, mahoniowe drzwi, a do jej nozdrzy dotarł zapach mieszaniny kwiatów. Mimowolnie się uśmiechnęła, obejmując wzrokiem całą kwiaciarnię. Ściany, w pastelowych kolorach nadawały miejscu niesamowitego klimatu, którego każdy chciałby pozazdrościć. Kwiaty, ułożone jak zawsze w tym samym układzie oraz doniczki, ustawione według tej samej reguły, dostarczały przyjemnego widoku.
-Drogie dziecko, co ty tu tak wcześnie robisz? Myślałam, że dziś będę tutaj sama.-odezwała się właścicielka, swoim pełnym ciepła głosem, wychodząc zza kotary, gdzie przygotowywane są wiązanki. Starsza pani w dłoniach trzymała ogromny bukiet róż. Sky udało się zauważyć, że nie były to zwykłe róże. Granatowy odcień płatków wskazywał, że zostały przywiezione zza granicy, zapewne na nie lada okazję, bo ceny jednej róży przekracza 4 funty. Sposób, w jaki zostały ułożone też budził zainteresowanie. Wśród granatowych, jedynym rodzynkiem okazała się jedna, drobna, biała róża.
-Są cudowne, nie prawdaż?- zagaiła właścicielka, wkładając wiązankę do wazonu-Lecz efekt końcowy nie byłby tak powalający, gdyby nie ten mały dodatek w postaci białej róży. Nie zawsze to, co jest skromniejsze i mniejsze, musi okazać się gorsze. Tylko dzięki tej małej istotce, całość tworzy jedną, cudowną kompozycję, nieprawdaż? 
                                                                                                      ~*~
-Czy według pani, takie zachowanie nie jest dziwne? Czy…. Można nagle się tak zmienić w ciągu kilku dni?- zapytała ze skrępowaniem Sky, wyławiając z kubka torebkę herbaty, która już nasiąknęła woda. Dziewczyna opowiedziała swojej chlebodawczyni całą historię związaną z tajemniczym chłopakiem -Harry’m. Staruszka widziała w oczach dziewczyny, że coś ją gryzie, dlatego też zamknęła kwiaciarnie, aby szczerze porozmawiać ze swoją pracodawczynią na temat jej zagwostki.
-Oczywiście, że nie. W taki sposób nie postępują osoby zdrowe na umyśle, dziecinko.-odpowiedziała po chwili namysłu, popijając swoją popołudniową herbatkę niczym brytyjska królowa. Dziewczyna mimowolnie spuściła wzrok, świdrując oczami swoje splecione palce. Dlaczego rozmawia ze starszą panią na taki temat? Przecież Harry nie jest dla niej nikim ważnym. Kolejna osoba, która chce po prostu zniszczyć jej już poszarpane życie…. Ktoś, kto znów chcę już porządnie zranić. Po chwili, kobieta pogłaskała ją po długich, kręconych włosach, dodając- Ale myślę również, że ludzie którzy sami zmagają się z trudnościami, mogą odpychać drugą osobę. Nie chcą czuć jakiejkolwiek więzi, między osobą, której wcześniej podawało się pomocną dłoń…
-Chyba nie rozumiem…
-Drogie dziecko, nie zawsze wszystko jest czarne, albo białe…- ponownie pociągnęła łyk swojej zielonej herbaty- To, że ktoś raz okazał ci pomocną dłoń, nie musi okazać się od razu osobą godną zaufania. Oraz gdy ktoś raz cię zrani, nie oznacza, że do końca życia pozostanie twoim wrogiem. Ludzi trzeba poznawać, oni…
-Czy ma pani na myśli to…- przerwała Sky- Że te osoby, które przez całe szesnaście lat mojego życia poniżają mnie, traktują jak wyrzutka mogą być moimi przyjaciółmi? Przecież to niedorzeczne!
-Kochanie, w tym wypadku rozmawiamy o wybranej osobie…- skarciła lekko pani Sophie swoją podopieczną- Musisz spojrzeć na to z innej perspektywy. Z ludźmi jest jak z kwiatami. Otrzymując młodziusieńki pączek, nie masz pojęcia jak się z nim obchodzić. Z biegiem czasu pączek przeradza się w kwiat i osiąga swoje prawidłowe rozmiary. Obserwujesz go, próbujesz mu dogodzić. Ale dopiero po czasie zdołasz zauważyć jak się zachowuje w ciemności, a co wyprawia gdy jego płatki muskają promienie słoneczne…
Sky, przez kilka długich chwil, wpatrywała się w punkt na jednej z przeciwległych ścian, dokładnie rozważając kolejną sentencję starszej pani, pogrążając się przy tym we własnym świecie. 
                                                                    ~*~
-Dzień dobry, Sky! Potrzebujesz czegoś?- powitała dziewczynę młoda kobieta, tuż przy otwieraniu drzwi do biblioteki. Clarie, pracownica czytelni doskonale znała Sky. Dzięki tej niewielkiej wiekowej różnicy, dogadywały się wyśmienicie. Clarie znała sytuację rodziną Sky. Można powiedzieć, że kiedyś sama w owej tkwiła. Często wymieniały się nawzajem doświadczeniami i obserwacjami. Pomimo tego, że bibliotekarka była wysoką, szczupłą (a niemal zbyt szczupłą) blondynką z cudownymi, niebieskimi oczami oraz wszelkimi atutami, którymi Bóg obdarza kobietę, jako jedyna osoba, miej więcej w jej wieku, nie zwracała uwagi na stan materialny Sky oraz wygląd. Liczył się dla niej charakter, oraz nastawienie do ludzi. Podziwiała Sky, za jej ogromną cierpliwość do innych. Bibliotekarka często powtarzała, że swoją impulsywnością, nie dałaby sobie w kaszę dmuchać. Mitch często była przez nią zawstydzana z tego powodu, lecz Clarie umiejętnie wychodziła z kłopotu. Wypełniały się nawzajem. Delikatność Sky i drapieżność Clarie. Niczym Jang i Jing.
Tym razem rudowłosa Sky nie miały ochoty na ucinacie krótkich (czyt. kilkogodzinnych) pogawędek z przyjaciółką. Wysłała jej jedynie przepraszające spojrzenie i rzuciła, że da jej znać jeszcze w tym tygodniu, o jakimś spotkaniu. Pędem wyminęła poszczególne sektory biblioteki, aby dojść do czytelni. Tylko tam mogła w spokoju odrobić lekcje, pouczyć się. Warunki w domu do tego nie sprzyjały. ‘Ojciec’, po przyjściu z pracy, siadał na fotelu z piwem w dłoni, przerzucając kanały w telewizorze, a jej biedna matka musiała jedynie usługiwać. Sky już kiedyś wyraziła swoje zdanie na ten temat, co nie skończyło się dla niej dobrze. Kilka godzin później znalazła się na pogotowiu, opowiadając sanitariuszom o tym w jaki sposób spadła ze schodów i skręciła sobie rękę. Jedynym mankamentem sprawy było to, że na jej policzku widniał ogromny siniak, lecz Sky umiejętnie się z tego wyplątała. Od tego czasu nie wchodziła w żadne pogadanki z ‘ojcem’ i postanowiła większość czasu spędzać poza domem. Przecież oni tak się mną nie interesuj…
W końcu dziewczyna znalazła się w odpowiednim miejscu. Już chciała popędzić na swoje stałe miejsce, tuż przy jednym z laptopów, lecz coś, a dokładniej ktoś jej przerwał. Ku jej wielkiemu zdziwieniu, a zarazem przerażeniu, na jej miejscu siedziała pewna osoba, otoczona stosem książek. 
Przecież to Harry! Spanikowała dziewczyna w myślach, podląc się aby jej nie zauważył. Pędem schowała się za jednym z książkowych regałów, obserwując swojego kolegę. 
Chłopak pochylał się nad zadaniem domowym, namiętnie wertując przy tym jeden z podręczników. Co chwilę poprawiał swoje loki, spadające na czoło i mamrotał coś sam do siebie. Szybko zapisywał coś na kartce, jakby ktoś go gonił, lecz wyglądał przy tym na bardzo skupionego i skoncentrowanego. Sky nie spodziewała się tego po chłopaku. Sądziła, że jest jednym z tych, którzy szkołę traktują jako miejsce, gdzie można się zabawić, podrwić z innych. Nie miała pojęcia, że ktoś taki jak on, może mieć inną stronę. Może pani Collins miała rację… powtarzała dziewczyna w myślach… Może trzeba poznać roślinę, jak zachowuję się w ciemnościach, a jak w świet…
-No proszę, proszę! To tak się dziś uczymy?- rozmyślania Sky przerwał melodyjny, a zarazem zadziorny głos Clarie. Sky niemal podskoczyła w miejscu, wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. Szybko zakryła dłonią usta, aby nikt inny jej nie usłyszał. A szczególnie osoba, którą szpieguje.
-Ja tylko…. po prostu… ten no….- próbowała utworzyć jakieś normalne, spójne zdanie, przywracając normalny ton głosu- Yyy… Chciałam tam iść, ale już ktoś wcześniej zajął to miejsce, więc czekam aż sobie wreszcie pójdzie, Clarie.
-No cóż…- westchnęła bibliotekarka, poprawiając swoją sztruksową spódnicę. W jej oczach przemknęła jakby nutka ekscytacji i szybkim susem wychyliła się zza reguły, skanując wzrokiem Harry’ego- Muszę ci powiedzieć, że nawet przystojny ten twój obiekt obserwacji. 
Sky jedynie wywróciła oczami, śmiejąc się ze swojej przyjaciółki. No tak, typowa Clarie.
-Niestety, muszę cię zawieść-szepnęła Sky, odciągając tą drugą zza filaru-Ten osobnik najprawdopodobniej nikogo nie toleruje, a mnie to już w szczególności, o czym dzisiaj mogłam się przekonać na szkolnym korytarzu i…
-Czekaj, to jeden z tych typków, którzy ciągle cię obrażają?!To ja mu zaraz…- oburzyła się Clarie, już zakasując rękawy swojej bluzki. Na szczęście Sky szybko zainterweniowała i w małym skrócie opowiedziała o zaistniałej sytuacji.
-I tak uważam, że jest meeega wielkim dupkiem.-skwitowała bibliotekarka, świdrując wzrokiem Harry’ego- I nie waż się z nim zadawać. Z takimi to nigdy nic nie wiadomo. Jeśli ma dwie osobowości, to masz przejebane. Teraz niby taki delikatny i skupiony, a z tego co opowiadałaś to wśród ludzi jest jakimś świrem i zjeb…
-Proszę Clarie, daruj sobie! Oczywiście, że nie mam zamiaru się z nim zadawać. Też mnie przeraża…
-No i bardzo dobrze!- poklepała ją po ramieniu Clarie- Ooo, miejsce się już tobie zwolniło, po właśnie wyszedł. To do zobaczenia! I pamiętaj o moi…
Sky nie słyszała już dalszego kazania przyjaciółki. Mimowolnie odwróciła się z stronę, gdzie jeszcze przed chwilą przesiadywał jej kolega. Pomimo wszelkich zakazów przyjaciółki, nie chciała się do nich stosować. Serce jej podpowiadało, że musi poznać tego chłopaka. Nie wiedziała dlaczego, ani po co. Lecz sentencja, którą przytoczyła dziś pani Collins dała jej wiele do myślenia. Dowiem się, dlaczego taki jest. Pomimo wszelkim przeciwnościom…






OD AUTORA: dzień dobry, kochani! Tak, wreszcie po dwóch miesiącach pojawia się nowy rozdział! Nie wiem dlaczego nic nie dodawałam. Po prostu… z nieznanych względów coś mnie demotywowało do pisania. Ale wreszcie już wszystko dobrze! Jeżeli czytacie ten rozdział, oznacza to, że nadal jesteście ze mną po tak długiej przerwie. I jestem Wam niezmiernie wdzięczna! Dlatego chciałabym Was poprosić, abyście pozostawili po sobie choć najmniejszy ślad. Wystarczy jak wyślecie w komentarzu emotikonkę. Wtedy będę wiedziała, że ktoś to czyta. Dalsze rozdziały z pewnością będę pisać, ale jeżeli nikt ich nie będzie czytał, to jaki jest sens publikowania ich w Internecie? Dlatego jeszcze raz Was proszę o pozostawienie o choć najmniejszego ŚLADU. To naprawdę napędza do działania. I na koniec, dziękuję za przeczytanie. Much love Jx

piątek, 21 czerwca 2013

#4

*2 lata wstecz*  
Holmes Chapel, UK 
04.09.2011 rok ; godzina 8:55
Rudowłosa Sky Mitch stała w osłupieniu, nie mogąc utworzyć żadnego konkretnego zdania. Język odmówił posłuszeństwa w tej samej chwili, gdy ujrzała zielonookiego chłopaka tuż obok. Jej zaskoczenie było tak wielkie, że niemal równało się z dniem, w którym ktoś z równoległej klasy, postanowił z nią porozmawiać. Oczywiście po kilku dniach, osoba ta nie chciała utrzymywać już kontaktu z dziewczyną za sprawę "miłych" znajomych z klasy, którzy rozpowszechnili okropne plotki na temat Sky.


Chłopak świdrował wzrokiem uczennicę, rozpoznając w niej dziewczynę z wczorajszego incydentu. W jego oczach nie można było dostrzec zaskoczenia. Malowała się w nich ... wściekłość. Tak, bez jakiegokolwiek powodu z jego oczu biło niezadowolenie. Jakby nie chciał już jej nigdy spotkać. Dzień wcześniej zdawał się być o wiele innym człowiekiem, jakby teraz ochraniała go jakaś maska. 
Dziewczyna lekko podirytowana całą sytuacją spuściła wzrok i ruszyła w stronę swojego miejsca. Przedtem zdążyła jeszcze objąć wzrokiem całą klasę. Zayna i paru jego kolegów nie było. Spodziewała się tego lecz w głębi duszy bała się, że może jednak szybko dojdą do siebie i pojawią się w szkole. Zresztą, ten dzień będzie musiał kiedyś nadejść, a Sky ponownie wpadanie w jeszcze większe kłopoty niż w tych, w których aktualnie tkwi. Na przykład jej wybawca, który najprawdopodobniej jej nie nienawidzi. 'Genialnie, Sky. Trzymaj tak dalej, a daleko zajdziesz'
-Panno Mitch, jeszcze z tobą nie skończyłam!-ucięła nauczycielka, surowo patrząc na rudowłosą- Z tego względu, iż to pierwsze pani spóźnienie, jakie kiedykolwiek odnotowałam, nie mam zamiaru wymierzać jakiejkolwiek kary. Jednakże nie pójdzie to pani płazem. Chłopcze...-wskazała na bruneta, dotykając go końcówką okularów- Ta oto młoda dama wprowadzi cię w mury naszej szkoły i opowie o wszystkim.
Chłopak wyrzucił ręce w powietrze, dając tym gestem do zrozumienie, że nie jest zadowolony owym faktem. Jeszcze mocniej utkwił wzrok w biednej dziewczynie, na co ta automatycznie zrobiła krok w tył. Nienawidziła, gdy ktoś nadmiernie jej się przyglądał. Wywoływało to u niej napady frustracji. 
-Czy to jakiś problem, panie Harry Styles?-zapytała retorycznie nauczycielka, w jej głosie można było dostrzec nutę rozbawienia.
-Oczywiście, że nie.-odpowiedział chłopak, automatycznie zmieniając swoją postawę. Wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu i zarzucił torbę na ramię.-Czy mogę udać się już na swoje lekcje?
Nauczycielka kiwnęła lekko głową, a ten przemknął między ławkami, niemal przewracając Sky. Złapała się kurczowo ławki, na co po klasie ponownie rozległa się salwa śmiechu. 
-Panno Sky, czy mam wlepić pani jeszcze jedną dodatkową pracę? Usiądź z łaski swojej na miejscu. No chyba, że chcesz poprowadzić za mnie lekcje. 
Dziewczyna potulnie wykonało polecenie pani Hith, niezwłocznie zajmując swoje miejsce. Nie odezwała się słowem do końca lekcji. Umysł zaprzątał jej niejaki Styles. Najprawdopodobniej kolejna osoba, która stanie się jej wrogiem... 


Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 22:27

-Niesamowicie mnie wtedy wkurwiałaś.-zwierza się Harry, opierając głowę na moim ramieniu. W mieszkaniu robi się coraz chłodniej, pomimo tego że zapowiada się bezchmurna, letnia noc. Okrywam nas kocem, szukając jakiegokolwiek jedzenia w torebce. Szlugi, szlugi i szlugi. Tylko to. Nawet nie ma jakiegokolwiek towaru. Czuję,że powoli opanowuje mnie głód, lecz nie mogę dać temu do zrozumienia Harry'emu.
-Nadal nie mogę zrozumieć dlaczego. Wtedy jeszcze, nie miałeś być za co zły.-przyciskam jego dłoń do piersi, przez co bieleją mi kostki. 'Muszę się na czymś skupić' myślę.-Przynajmniej do tego stopnia. Już szybciej ja mogłabym się obrazić za twoje bezczelne zachowanie. Zresztą, ono nie było bezczelne. Ty po prostu jesteś taki sam z siebie. 
-Tak sądzisz?! Lepsza nie jesteś.-zwraca się do mnie, ukazując rząd białych zębów. Nie mogąc się jemu oprzeć, odwzajemniam gest i całuję go prosto w usta, no co Harry wybucha niepohamowanym śmiechem.-Zawsze, gdy mówię coś negatywnego o tobie, musisz mnie jakoś udobruchać, prawda? 
-Nie oczywiście, że nie.-odpowiadam sarkastycznie, wywracając oczyma. Uwielbiam tego typu rozmowy. Dzięki temu czuję, że możemy jeszcze być tymi ludźmi sprzed roku.-Za to potem, myślałam że coś ci zrobię. Nikt nigdy wtedy jeszcze ze mną tak nie postępował, przez co czułam się kurewsko dziwnie.
-O czym ty mówisz?
-Oh, nie przypominasz sobie mojego bliższego spotkania ze szkolną szafką?




~2 lata wstecz~ 
Holmes Chapel, UK 
04.09.2011 rok ; godzina 8:55
-A więc tutaj jest sala 32, najczęściej mamy tam geografię, bo pan Jordan lubi, jak to mówi, duże przestrzenie. Tamtędy za to dojdziesz do...-Sky przerwała na chwilę, szukając w swojej skórzanej torbie broszury szkolnej. Pomimo tego, że tkwiła w tej szkole już 2 lata, nadal nie potrafiła dotrzeć doi niektórych miejsc. Gmach był tak ogromny, że nawet dyrektorowi zdarzało się nie dotrzeć do poszczególnych klas.-...właśnie, tam jest druga pracownia chemiczna. Głównie przesiadują tam uczniowie z najwyższych klas. Choć czasami można tam dostrzec jakiegoś pierwszaka. Czasami nawet niektóre osoby z naszej klasy tam możesz spotkać, ale tylko te które interesują się chem...



-Mogłabyś się wreszcie zamknąć?!-wybucha chłopak, zatrzymując się na środku szkolnego korytarza. Ponownie wbija swoje zielone tęczówki w Sky, na co dziewczyna automatycznie spuszcza wzrok. Zawsze stara się unikać kontaktu wzrokowego, bo wie, że z oczu można nadto wyczytać. 
Zauważa nerwowe ruchy chłopaka. Granatowa koszulka opina jego doskonale wyrzeźbione ciało, a torba ze najznakomitszej skóry, jaką kiedykolwiek widziała Sky, zwisa mu z barczystych ramion. Przez chwilę w myślach Sky, przenika myśl, że wygląd chłopaka związany jest ze sportem jakim uprawia. A ze wczorajszego doświadczenia, jakie wczoraj jej zafundował, może być to boks bądź jakieś sztuki walki. 
-Chciałam być po prostu miła. Wykonałam tylko polec...
-Oh, myślisz że mnie to na prawdę interesuje?!-ucina chłopak, pytając retorycznie z nutą pogardy w głosie. Okręca się wzdłuż własnej osi, a na jego twarzy maluje się pogardliwy uśmiech.'On naprawdę  musi mieć jakieś problemy ze sobą' uświadamia sobie Sky.-Mam wyjebane na tę waszą cholerną szkołę. Chcę tylko zdać i wrócić stamtąd skąd przybyłem. I radzę trzymać ci się ode mnie z daleka. 
Pomimo tego, że była to najsubtelniejsza uwaga wymierzona w jej stronę, dziewczyna poczuła się dziwnie. Mogła się tego spodziewać. Lecz miała cichą nadzieję, że osoba która wyratowała ją z opresji nie będzie się tak zachowywać w stosunku do niej.
-Mogę ci chociaż podziękować za wczoraj?-zapytała ze zrezygnowaniem, podnosząc ton głosu. Chłopak pomimo tego, że znajdował się kilka metrów za nią automatycznie znieruchomiał. Jego sylwetka stała się napięta, a dłonie zacisnęły się w pięści. Sky mimowolnie pożałowała swoich słów, chcąc jak najszybciej opuścić szkołę, lecz na to był już za późno. 
-Mogłabyś się uciszyć z łaski swojej!-wrzasnął chłopak, na co połowa osób z korytarza podskoczyła w miejscu, szybko opuszczając owe miejsce. Styles widząc zaskoczenie innych, wziął głęboki oddech i przybrał maskę obojętności.-Każdy na moim miejscu by tak postąpił. Następnym razem po prostu nie pałętaj się samemu po tej dziurze. Nie chcę więcej problemów.
-Słucham?!-podniosła głos, na co w oczach brunetach można było zauważyć coś na znak zaskoczenia. Sky sama nie sądziła, że kiedykolwiek będzie ją na coś takiego stać. I to w miejscu, w którym nie lubi w ogóle się odzywać.-Sugerujesz, że to ja jestem tym problem?
Chłopak z bez chwili namysłu przyparł rudowłosą do jednej z szafek, znajdujących się na korytarzu. Jego oddech był nierównomierny, w jego oczach ponownie dało się dostrzec złość. Sky czuła się bardzo niekomfortowo. Między chłopakiem dzieliło ją kilka centymetrów. Wpatrywała się w niego z lekkim przerażeniem. Jedno co zdołała w tamtej chwili zauważyć, to to, że miał bardzo niespotykany odcień tęczówek. Niby zielony, lecz bardziej wpadający w koci. I zapach. Perfumy i tytoń. Ten jedynie ciągle jej się przyglądał.
-Dokładnie tak.-odpowiada po chwili, lecz na jego twarzy nie można dostrzec już jakiegokolwiek z uczuć.-Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że trójka tych kolesi chodzi do tej szkoły. Skoro ciebie napadli, musisz być najprawdopodobniej z nimi jakoś powiązano. Nie chcę większej ilości kłopotów, więc z łaski swojej zostaw mnie w świętym spokoju. Następnym razem po prostu nie zareaguję, jak ktoś będzie chciał cię zgwałcić. Przejdę obojętnie.
W oczach Sky zebrała się nagle masa łez, lecz wiedziała że nie może ukazać swojej słabości. Szybko zamrugała powiekami, chcąc pozbyć się tego uczucia w oczach. Wyprostowała się, zwiększając dystans między nią a Harry'm. 
-Powiesz mi chociaż skąd wiedziałeś, że miałam akurat w ten dzień urodziny?-zapytała, chcąc żeby w jej głos brzmiał beznamiętnie. Niestety już przy trzecim słowie jej głos się załamał, przybierając głos małej dziewczynki. Styles przez chwilę nie wiedział co ma odpowiedzieć. Sky poczuła przez chwilę nieopisany napływ sił. Chłopak odwrócił automatycznie głowę, odsuwając się od dziewczyny. W jego oczach można było dostrzec... niejaką tajemnicę. Już chciał coś powiedzieć, lecz jedynie uśmiechnął się wymownie i założył kosmyk rudych włosów dziewczyny za jej ucho.
-Mam nadzieję, że już nigdy nie będziemy mieli przyjemności porozmawiać, Sky.-ukłonił się, niczym brytyjski gentlemen, lecz jego uśmiech krył w sobie drwinę.
Sky wreszcie mogła głęboko odetchnąć, zdając sobie sprawę, że ten rok może być jeszcze gorszy niż poprzedni. I to za sprawą jej własnego wybawiciela.



Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 22:47

-Nigdy nie zapomnę twojej miny, gdy pytałam cię o tą datę urodzin. To był jedyny raz, w którym nie zdołałeś wymyślić jakiegoś stosownego kłamstwa.-mówię, kładąc głowę na udach Harry'ego.-Nie mogłeś mi tak po prostu powiedzieć?Wtedy wszystko byłoby łatwiejsze.
-A może zbyt łatwe?-pyta Harry, bawiąc się moim włosami-Dziś na pewno postąpiłbym być inaczej. Ale co to teraz zmieni?Zachowywałam się jak szczeniak, zawsze musiałem mieć to co chciałem. I to mnie chyba zgubiło. 
-Chciałeś powiedzieć nas..-wzdycham, wpatrując się w sufit. Powoli nachodzą mnie zimne dreszcze, dlatego jeszcze bliżej przysuwam się do Harry'ego.-Szczerze mówiąc, to nie tak wyobrażałam sobie rozwikłanie tej zagadki.....


od autora: Serdecznie wszystkich witam w ten jakże upalny dzień. Pomimo tego, udało mi się stworzyć nowy rozdział, który mam nadzieję, wam się podoba. Oceny wystawione, w szkole luz, więc rozdziały powinny się pojawiać wcześniej i regularniej.
Nie chcę przeciągać, jedynie zachęcam do lektury, haha ! :))
Pamiętajcie, że każda opinia zachęca do działania. :))

~Yuumy.

sobota, 1 czerwca 2013

#3

(...)-To masz wielkie szczęścia, bo ja pamiętam doskonale....
Odwracam zaskoczona głowę w stronę Harry'ego. Nigdy nic nie pamiętał, zawsze to ja musiałam przypominać mu o pewnych datach. Uśmiecha się jednoznacznie, potęgując moje zaciekawienie.
-A teraz, przypomnij sobie pewien wrześniowy poranek....




~2 lata wstecz~ 

Holmes Chapel, UK

04.08.2011 rok ; godzina 8:14




*-Synu, czy to w ogóle mnie słuchasz?- nagle do Harry'ego dotarł oziębły głos, który wybudził go z transu. Chłopak automatycznie przybrał prostą postawę, kierując wzrok na swoją matkę. Kobieta, ubrana w dopasowany, czarny żakiet z powagą  konsumowała swoje śniadanie popijając wszystko kawą. Tiffany Styles była bardzo rozważną kobietą. Każdy jej ruch był pełen gracji, a zarazem bardzo przemyślany.Nie pozwalała sobie na różnego typu pogaduszki i ploteczki. Nigdy nie traciła czasu na zbędne ceregiele. Zawsze skupiała się na jednej rzeczy. Nienawidziła, gdy ktoś ją ignorował bądź nie słuchał. 

I tak było w przypadku jej syna. 

-Oh, przepraszam. Mówiłaś coś do mnie, matko?-zapytał Harry pełnym skruchy głosem, lecz zarazem oficjalnie. Doskonale wiedział, iż matka zaraz zacznie się dopytywać, cóż skłoniła go do ignorowania jej przemówienie. Dlatego starał się odezwać jak najmilszym tonem głosu, aby udobruchać matkę. Lecz wciąż nie mógł skupić się na jej słowach, ponieważ pewna sprawa nie dawała mu wolności umysłu. A dokładnie osoba.|
-Wspominałam o tym, iż nie pochwalam twojego wczorajszego zachowania. Jak mogłeś opuścić pierwszy dzień w nowej szkole?-zagrzmiał głos rodzicielki, lecz po chwili złagodniał- Zdajesz sobie sprawę, drogi chłopcze, że powtarzasz tę klasę? Musisz się ponownie dobrze prezentować. Tym bardziej, że jest to jedna z lepszych szkół w tym regionie. Dodatkowo nie możesz...
'Przynosić wstydu naszemu rodowy Styles'ów' dokończył w myślach Harry. Doskonale zdawał sobie sprawę, że musi przyłożyć się do nauki. Lecz jego brak promocji do kolejnej klasy nie był spowodowany lenistwem. Przez cały zeszły rok rodzina chłopaka z miesiąca na miesiąc zmieniała miejsce zamieszkanie. Ojciec otrzymywał co chwilę nowe zadanie, przez co Harry wraz z matką musiał podróżować po całej Anglii. Co dopiero zaaklimatyzował się w nowej szkole, już miał odjeżdżać. 
-Zdaję sobie z tego sprawę. Ale chyba doskonale wiesz, że to nie było moja wina. Gdyby ojciec nie...
-Drogi chłopcze, nie mieszaj w to ojca!-zdenerwowała się Tiffany, otrzepując pyłki ze swojej marynarki-Gdybyś tylko trochę bardziej się przyłożył do nauki, wszystko byłoby w porządku. 
-Wiele możesz mi zarzucić, ale nie to, że nie przykładam się do nauki- chłopak wstał od stołu, a na jego twarzy malowała się złość-Więc nie insynuują mi...
-Nie tym tonem.-oznajmiła matka, tym razem ponownie przybierając minę roztropnej rodzicielki-I nie pozwoliłam ci wstać od stołu...
-Wybacz matko, ale nie chcę spóźnić się do szkoły.-rzekł zielonooki dokładnie takim samym tonem jak matka. Widać, że zbiło ją to z tropu. Chłopak podświadomie uśmiechnął się do siebie, obracając się na pięcie w stronę pokoju. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia na którą ma do szkoły oraz jakie zajęcia akurat na dziś przypadają. Jedyne co znał, to drogę do szkoły. Wrzucił wszystkie potrzebne przedmioty do swojej dużej, skórzanej torby, szukając swojej czarnej bluzy. 
-Harry, proszę cię tylko o jedno-nagle matka chłopaka znalazła się w jego pokoju, opierając się o framugę drzwi. Zdziwił go bardzo ton głosu matki. Dawno tak się do niego nie zwracała.-Tylko nie wracaj późno. Wczoraj się naprawdę o ciebie martwiłam, przecież mogło ci się coś stać.
Harry jedynie prychnął w odpowiedzi i wyminął matkę, kierując się w stronę drzwi. Nie wierzył w  jej żadne dobre słowo...*





Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 22:15

-Myślałeś kiedykolwiek nad tym, aby otworzyć się przed matką? Powiedzieć, co ci leży na sercu?-wypalam nagle, przerywając opowieści Harry'ego. Ten omija mnie wzrokiem, wpatruje w jakieś odległy punkt. Nic nie odpowiada. Wiem, że to dla niego trudny temat. Ale wiem również to, że jedna głupia rozmowa mogłaby zapobiec temu, w czym aktualnie tkwimy.
-Przecież ją poznałaś. Nigdy nie miała dla mnie czasu. A potem dla nas. Bo najważniejsza jest praca, honor i pieniądze-przedrzeźnia chłopak swoją matkę z nutą złośliwości w głosie.- Ojciec też nie lepszy. Pamiętasz, jak nie wpuścił nas do domu? Nie przyjął własnego syna i jego dziewczyny. 
-Oh, ale czy zdajesz sobie również sprawę, że potem to on wyłożył na nas pieniądze?- prycham, odsuwając się od chłopaka-Dzięki niemu mogliśmy zacząć ponownie, normalnie żyć. 
-Dobrze wiesz, że i tak by się to ni udało! Dla takich jak my nie ma przyszłości!-wybucha chłopak, zaciskając pięści, aż bieleją mu kostki. Po chwili wypuszcza haustem powietrze z płuc, próbując się uspokoić-I nie wybiegaj tak w przyszłość. Historia dopiero się zaczyna....




~2 lata wstecz~ 

Holmes Chapel, UK

04.08.2011 rok ; godzina 8:55


*-Dziękuję pani bardzo za pomoc, do widzenia!-Harry pożegnał się z pulchną sekretarką, tuż po wręczeniu mu przez nią planu zajęć. Zaczynał za 5 minut, więc pędem rzucił się w stroną schodów, prowadzących na piętro.

"sala nr. 34-Biologia"-głosił napis na po-miętolonej już karteczce. Nie dało się ukryć, chłopak się denerwował. I to bardzo. Nie miał pojęcia dlaczego. W poprzednich szkołach do nowych uczniów i nauczycieli podchodził z dystansem. Tym razem było inaczej. Może dlatego, iż wiedział, że w najbliższym czasie jego rodzice nie mają zamiaru ponownie zmieniać miejsca zamieszkania i musi dobrze zaprezentować się przed rówieśnikami. 

-Przepraszam, czy to klasa 2a?-zapytał lekko zdezorientowany chłopak, wchodząc do sali nr.34. Nagle wszystkie rozmowy i śmiechy ucichły i kilkanaście par oczu utkwiło na nowym uczniu. Harry poczuł się lekko zażenowany. Kiedyś może lubił być w centrum uwagi, lecz akurat teraz nie przynosiło mu to żadnej uciechy. Czuł się jak odmieniec. Jak nowa zwierzyna. 
-Tak, klasa 2a.-odpowiedziała kobieta w podeszłym wieku, zdejmując okulary z nosa. Styles bez chwili namysłu poznał, że jest nauczycielką. Trzymała w dłoni podręcznik, a drugą zapisywała coś na tablicy.-Czego życzysz sobie, młodzieńcze?
Chłopaka z lekka rozbawiło mienie, jakie nadała mu kobieta. Przez chwilę stał w osłupieniu, nie wiedząc co ma zrobić. Na szczęście przypomniał sobie, że w sekretariacie otrzymał pismo, w którym wszystko jest dokładnie opisane. Od jego narodzin do przyjazdu do Holmes Chapel. 


Wręczył nauczycielce pismo, a te dość sceptycznie przyjęła od niego kwitek. Podeszła do biurka i zaczęła wertować otrzymane kartki. 

Harry nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Stał niedaleko kobiety, lecz wolał jej nie przeszkadzać podczas lektury. Odwrócił wzrok i rozejrzał się po klasie. Grupka chłopaków w tylnej części sali głośno rozmawiała na sprośne tematy. Inni pisali coś w zeszytach, bądź przeglądali książki jak na prawdziwych uczniów przystało. Dopiero później zwrócił uwagę na kilka dziewczyn, siedzących w pierwszych ławkach. Trzepotały zalotnie rzęsami, uwydatniając swoje wdzięki. Wpierw chłopak pomyślał, że to do kogoś innego owe dziewczyny się przystawiają. Dopiero po tym, jak obejrzał się przez ramię, zrozumiał że to do niego, lecz nie był tym faktem zbytnio zadowolony. Nie żeby nie lubił  płci przeciwnej. Zawsze miał powodzenia u dziewczyn. Prawie każdej podobał się jego szczery uśmiech i zielone oczy, lecz ten nie rozumiał dlaczego. Uważał się za przeciętnego, nie wnoszącego nic nowego chłopaka.

Posłał udawany uśmiech w stronę dziewcząt, na co te zachichotały, tłumiąc swój śmiech dłonią. 
-Droga klaso...-odezwała się nauczycielka, wystawiając głowę z nad stosika pism-Oto Pan Harry Styles. Nowy uczeń, który dołączy do wasz....
Nagle drzwi do klasie otworzyły się, a w nich jakby znikąd pojawiła się rudowłosa dziewczyna. Przytrzymując się framugi drzwi, dyszała na całą klasę, nie mogąc złapać oddechu. Większość osób zaczęła drwić ze spóźnialskiej, na co dziewczyna utkwiła swój wzrok w podłogę.
-Bardzo przepraszam, pani Hith za spóźnienie, ale po prostu nie zdążyłam na au...
-Patrz na mnie drogie dziecko, gdy do mnie mówisz!-zagrzmiała kobieta. 
Dziewczyna nieśmiało uniosła wzrok z nad swoich trampków, ciągle rumieniąc się z powodu swoich kolegów. Spojrzała w stronę nauczycielki, lecz wzrok utkwiła na chłopaku. Ten, wpierw nie poznał dziewczyny, lecz potem przypomniał sobie zeszły wieczór i oblała go fala wielkiego zaskoczenia....*


___________________________________________________
od autora: witajcie. Jak widzicie, trójka już jest. I wg. mnie nie jest dobra. A nawet słaba. Lecz chciałam wstawić coś już teraz, bo w najbliższym czasie nie będę miała możliwości pisać dalej. Jak każdy wie, zbliża się koniec roku, więc nauczyciele cisną nawałem sprawdzianów. Dlatego nie wiem kiedy pojawi się kolejny. 
Bardzo się cieszę, że jednak są tu jacyś czytelnicy. Daliście mi o tym znać poprzez komentarze. Serdecznie wam dziękuję. 
Pamiętajcie, że każda opinia zachęca do działania. :))

edit: napiszcie, jeżeli niepoprawnie wyświetla wam się szablon i treść bloga. od razu postaram się go zmienić.

byłoby mi miło, gdybyście ponownie przekroczyli ilość 10 komentarzy xxx

~Yuumy. 

piątek, 24 maja 2013

#2

(...)-Zayn Jaawad Malik...-recytuję z przekąsem, niczym na zajęciach teatralnych, świętej pamięci pana Firth -Największy przystojniak, a zarazem jeden z największych potworów na ziemi. Inaczej mówiąc, pierwsza ofiara z listy 'everybody dies'... Pierwsza, która rozpoczęła nasz koszmar.


~2 lata wstecz~ Holmes Chapel, UK
03.08.2011 rok ; godzina 9:02

*-Brawo Sky, ponownie spóźniłaś się na lekcje. I to fizykę.- westchnęła rudowłosa, spoglądając na zegarek.
Dziewczyna, kurczowo trzymając plecak zwisający jej na prawym ramieniu, weszła do klasy. Pierwszym, co w nią uderzyło, była salwa śmiechów i rozmów. Wszyscy w klasie pozajmowali swoje miejsca, prowadząc rozmowy na temat minionych wakacji. Dziewczyny podziwiały swoje cudowne opalenizny,a chłopacy chwalili się swoimi letnimi, sercowymi podbojami. Nawet nauczycielka fizyki zacięcie dyskutowała z paroma kujonami. Można powiedzieć, że Sky Mitch było to na rękę. Nikt nie zauważył, jak przemykała między ławkami, sunąc się w stronę swojego miejsca. Siadając na wyznaczone przez nauczycielkę miejsce z zeszłego roku, dziewczyna wyciągnęła książki. Niestety, jedna z jej cech często ujawniała się przy różnego typu zadaniach. Roztrzepanie. Dziewczyna nie zauważyła, że jeden z zeszytów upada jej na ziemie. Po chwili w sali rozległ się przeraźliwy huk, a cała klasa zwróciła w stronę nastolatki. Sky w myślach przeklnęła swoją niezdarność. Nie patrząc w oczy rówieśnikom, już chciała podnieść swoją własność, lecz czyjś ruch ją ubiegł. Zeszyt znajdował się pod czerwonym reebook'iem. Dziewczyna nie musiała nawet spojrzeć w oczy osobie, która będąc tak bezczelna, niszczyła jej własność. Tylko jedna. Otóż Zayn Malik.
-Oj, czy coś ci przypadkiem nie upadło?- zapytał, udając swoje zaskoczenie. Widząc zaciętą minę rudowłosej, na jego twarzy, jak na zawołanie, pojawił się szyderczy uśmiech - Pytałem cię, czy coś ci nie upadło, suko?!
Zagrzmiał, lecz tym razem nie miał zamiaru ukazywać swoich zdolności aktorskich. Sky nie miała ochoty wchodzić z nim w żadne rozmowy. Chłopak miał wielką grupę wsparcia w postaci klasy. Choć dziewczyna często znajdowała się na wygranej pozycji, bo zdecydowanie przewyższała inteligencją klasowego osiłka, on posiadał grupę przyjaciół, która miała jeszcze bardziej cięty język.
Lecz teraz wiedziała, że nie ma innego wyjścia. Musi odzyskać zeszyt. Zdenerwowanie oblizała wargi, i jak najbardziej spokojnym tonem odpowiedziała na zadane pytanie.
-Tak, to mój zeszyt. I miło by było, gdybyś go podniósł i mi podał.
Przez ułamek sekundy na twarzy mulata pojawiła się nuta zdezorientowania, ale natychmiast znów pokryła go ta maska ignorancji. Następnie obrócił się na pięcie w stronę klasy,a przez myśli Sky przemknął cień nadziei, że chłopak jednak się poddał. Lecz jej nadzieje okazały się złudne.
-Słyszeliście, co nasza ulubiona koleżanka Sky powiedziała?- zapytał rozbawionym tonem, rozglądając się po uczniach. Na każdej twarzy kryło się zaciekawienie, a zarazem podniecenie tym, czym Zayn Malik ma ochotę się z nimi podzielić- Nikt? No cóż. Sky poprosiła mnie, aby podniósł jej zeszyt!
Na sali wybuchła salwa rozbawienia i śmiechów skierowane w stronę Sky. Dziewczyna momentalnie skuliła się na swoim siedzeniu. Nienawidziła być w centrum uwagi, a tym bardziej w tym negatywnym. Nie chcąc wywoływać jeszcze większego zamieszania, wbiła wzrok w ławkę, czekając aż głosy ucichną. Po chwili ponownie poczuła przed sobą cień osoby.
-Nigdy nie wydawaj mi poleceń! Jesteś zerem! Jeszcze raz się tak do mnie odezwiesz, a...-zagrzmiał Malik na całą klasę, lecz coś mu przerwało. Dokładnie ktoś.
-Panie Malik, czy mam wysłać specjalne zaproszenie? Mógłby pan z łaski swojej, zająć wreszcie miejsce! Lekcja się już zaczęła!-oznajmiła nauczycielka, z nutą zdenerwowania w głosie. Pani Jason nie była surowa, lecz jej głównym priorytetem była dyscyplina. Wystarczyło, że jedna osoba nie zachowuje się tak, jak należy, może pożegnać się z miłym traktowaniem.
Uczeń zgromił wzrokiem nauczycielkę, lecz machinalnie się wyprostował. Jedynie na chwilę zbliżył się do dziewczyny, a to poczuła jak ciarki przechodzą jej po plecach.
-To nie koniec...-wyszeptał, przyjmując jak najbardziej jadowity ton głosu-To dopiero pierwszy dzień w szkole. Kolejny rok twojej męki. I przy okazji... wszystkiego najgorszego.
Po tych słowach Zayn zniknął z przed oczu dziewczyny, w której zebrało się już morze łez. Nie chciała ponownie przeżywać koszmarów z przed roku.
'Chyba jednak nic miłego nie może mnie spotkać' pomyślała, podnosząc z podłogi, zniszczony już zeszyt*


Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 22:08
-On naprawdę myślał, że posiada nade mną jakąkolwiek przewagę. Sądził, że będąc o kilka klas społecznych wyżej ode mnie, jego marne życie i tak stanie się bajką.- kpię, przyglądając się swojej posturze w lustrze. Dopiero teraz zauważam zmiany. Pyzata, okrągła twarz stała się pociągła, z zapadniętymi policzkami. Oczy, niegdyś ciemno brązowe, zamglone są przez niewidzialną mgłę. Po malinowych, dużych ustach pozostały spierzchnięte wargi z licznymi pęknięciami. Przeczesuje rzadkie włosy na jedną stronę, chcąc przyjrzeć się szyi. Jedynie co widzę, to wiele takich samych ukuć. Myślę, że niedługo będę potrzebować kolejnej dawki. Przeszłość jest przeszłością, ale wspomnienia pozostają i wszczepiają się w nas. Nie chcąc przypatrywać się samej siebie dłużej, obracam się na pięcie i kieruję się w stronę pokoju- No cóż, niestety przeliczył się.

Rozglądam się po całym pokoju, szukając wzrokiem Harry'ego. Moje oczy nie znajdują chłopaka, a ciała automatycznie się zastyga. Przechodzą przeze mnie ciarki. Dawno nie byłam sama. Od tamtego czasu, Styles nie opuścił mnie ani na chwilę. Wiedział, że jesteśmy od siebie uzależnieni.
W tym samym momencie zaczynam kojarzyć fakty. Chłopak uwielbia deszcz. A aktualnie brytyjska pogoda spełnia jego wymagania. Pędem rzucam się w stronę balkonu, zarzucając na siebie bluzę.
Mężczyzna siedzi na kafelkach, wpatrując się w martwy punkt. Wpierw zwracam uwagę na to, że nie ma na sobie żadnego okrycia. Jedynie dres otacza jego dolne partie ciała.
I wtedy to do mnie uderza.
Pomimo tego, co wspólnie przeszliśmy, chłopak nadal wygląda olśniewająco. Jego kości policzkowe uwydatniły się jeszcze bardziej, a rzęsy dwukrotnie powiększyły swoją objętość. Kilkudniowy zarost dodaje mu kilka lat więcej, lecz mi to nie przeszkadza. Siadam obok chłopaka, opierając się o ścianę domu. Harry przez chwilę nie reaguje, ale jakiś czas później czuję, że łączy nasze palce ze sobą. Zamykam na chwilę oczy, aby poczuć się tak jak tamtego minionego wieczoru...


~2 lata wstecz~Holmes Chapel, UK
03.08.2011 rok ; godzina 17:47

*Dziewczyna kierowała się w stronę domu, wracając z miejskiej biblioteki. Było to jej ulubione miejsce spędzania wolnego czasu. Uwielbiała przebywać między książkami, a szczególnie tymi wiekowymi, których nikt od dawno już nie przeglądał. Uważała, że posiadają one niesamowitą magię. Wertując przeżółkłe kartki, czuła się jakby zatracała się w przeszłości. Dawało jej to niesamowitą energię.
Poza tym, Sky posiadała jeszcze jeden ważny powód, aby codziennie zaglądać do czytelni. Tylko tam naprawdę mogła czuć się szczęśliwa i bezpieczna. Wiedziała, że żaden uczeń z jej klasy nie wejdzie to biblioteki, bo według nich osoby, które spędzają tam czas, muszą być odludkami i dziwakami. Dziewczynę nie obchodziło zdanie innych. Z dnia na dzień czuła się jeszcze bardziej przywiązana do tego miejsca. Bibliotekarki były dla niej niesamowicie miłe i życzliwe. Podczas długo przesiadywania nad kronikami, mogła liczyć od nich na ciepły kubek herbaty, ciasteczka i inne frykasy. Sky nie chciała ich wykorzystywać, dlatego każdego piątku przychodziła do biblioteki na kilka godzin dłużej, aby pomóc kobietom w cotygodniowych porządkach.
Akurat tego dnia Sky została trochę wcześniej wypuszczona z rąk bibliotekarek z powodu braku jakichkolwiek już zajęć. Dziewczyna tak szybko potrafiła się uwinąć, że nikt nad nią nie nadążał.
Wracała zaniedbanymi uliczkami miasta, przyglądając się każdej napotkanej osobie. Większość ludzi, niczym roboty poruszali się po mieście, wbijając wzrok w chodnik. Wszystkie rozmowy niemal ucichły, a nastolatka zaczęła czuć się dziwni. Jakby zaraz miało się coś wydarzyć...
-Ej, uważaj jak chodzisz pokrako!-usłyszała niemiły głos, dochodzący tuż obok niej. O mało co, nie wpadła na jakąś osobę. Zwinnym ruchem odsunęła się od przechodnia, chcąc kontynuować drogę. Niestety to też nie było jej dane. Unosząc głowę ujrzała przed sobą trzech dziwnie znajomych chłopaków.
I wtedy to do niej dotarło.
Przed jej niską osobą stał szczerzący się Zayn i dwóch jego 'ochroniarzy'. Nie można było ich nazwać przyjaciółmi, ponieważ chłopak wykorzystywał ich tylko do sprawienia mant innym uczniom.
Malik przysunął się bliżej dziewczyny, rozpoznając już w niej Sky Mitch.
-No proszę, kogo mu tu mamy...-rzekł, z przesadną intonacją- Jednak już dziś ma się zacząć twój, własny osobisty koszmar...I to w same urodziny.
Wypowiadając te słowa, przesunął palcem po policzku dziewczyny, aż poczuła, że żołądek skręca jej się na supeł i zaraz zwymiotuje. Z przerażeniem w oczach, zrobiła krok do tyłu, lecz w dalszej drodze przeszkodził jej mur. Stała w jednej pozycji, próbując się w jakikolwiek sposób obronić przed rówieśnikami, którzy z chytrymi uśmieszkami przysuwali się coraz bliżej dziewczyny.
-Mogę wam dać pieniądze...-wyszeptała rudowłosa, panicznie wyszukując w plecaku portfela-albo medalik bo babci, myślę, że dość drogocenny...albo....
-Nie chcemy twoich żadnych, pierdolonych pieniędzy! I tak wiem, że jesteś bez grosza!-prychnął mulat, rozsypując całą zawartość plecaku na ziemię. Przybliżył się do niej, niemal stykając się czołami i łapiąc ją w pasie- Ale na pewno możesz nam zaoferować coś innego...
Sky zdrętwiała pod wpływem tego ruchu. Nagle przypomniała sobie wszystkie samoobrony, które nauczono ją  kilka lat temu. Już chciała zadać pierwszy cios w kroczę oprawcy, lecz ktoś ją ubiegł. Zayn i jego koledzy, w przeciągu sekundy zostali powaleni na ziemię, przez jakąś nieznaną osobę. Jej ruchy były tak zwinne, że dziewczyna mogłaby przysiąc, że osoba ta zajmuję się sztukami walki. Nie chcąc patrzeć na to całe zamieszanie, Sky zsunęła się po ścianie, chcąc pozbierać swoje rzeczy. Była tak roztrzęsiona, że ledwo trzymała się na nogach.
-Nic ci nie jest?-z zamyślenia wyrwał ją pewien głos. Nieśmiało podniosła głowę, sprawdzając skąd dochodzi niski, ale przyjemny głos. Kilka metrów przed nią stał wysoki chłopak, z kapturem zarzuconym na włosy. Jego postura wydawała się bardzo delikatna, choć przed chwilą powalił trzech tęższych od siebie mężczyzn. Z daleko nie mogła ujrzeć jego twarzy. Dziwnym trafem jego akurat się nie bała. To, że ją uratował nie musiało znaczyć, iż sam nic jej nie zrobi. Zdawał się emanować czymś innym od tamtych.
Dziewczyna jedynie nieznacznie skinęła głową, na co chłopak podszedł do dziewczyny i kucnął niedaleko niej. Pomimo dziwnej sympatii do nieznajomego dziewczyna i tak próbowała zachować dystans. Szybkim ruchem zgarniała drobiazgi z chodnika, aż w końcu musiała spojrzeć wybawcy w twarz.
Jego ciemne, zielone oczy przeszywały ją na wskroś, jakby odsłaniały wszystkie tajemnice z jej dotychczasowego życia. Był w nim pewien magnetyzm, coś co nie pozwalało oderwać kontaktu.
-Co ty z nimi...-zaczęła nieśmiało Sky, nie wiedząc co ma dalej mówić. Nigdy nie znajdowała się w takiej sytuacji, dlatego tym bardziej nie miała pojęcia jak się zachować.
-Nie powinnaś chodzić samemu po takiej dzielnicy. Tu jest zbyt niebezpiecznie. -warknął chłopak, a nagle jego pozytywna aura pękła jak bańka mydlana. Pomagał zbierać rzeczy, lecz nic nie mówił. 
-Chciałabym Ci...
-Nie ma za co. -rzekł po dłuższej chwili, ponownie przerywając myśl dziewczyny. Otrząsnął pył ze swoich czarnych spodni, prostując się i podając dziewczynie legitymację- Każdy na moim miejscu by tak postąpił.
'Raczej nie każdy, bo większość ludzi to zamknięci w sobie egoiści, nie czuli na nieszczęście innego człowieka' pomyślała Sky, lecz nie dała upustu słowom. Pomyślałby jeszcze, iż dziewczyna go chwali, a tego wcale nie chciała. Pomimo tego, że wyróżniał się od wielu innych osób, nie chciała posiadać z nim jakichkolwiek kontaktów.
Taktownie wstała, zarzucając plecak na ramię i nieznacznie skinęła głową. Odwracając się na pięcie, poczęła kierować się w stronę domu, lecz zza placów dobiegł do niej cichy szept.
-I przy okazji... wszystkiego najlepszego.
Dziewczyna z impetem odwróciła się w stronę nieznajomego. Lecz ślad po nim zaginął. Zauważyła, że tylko skręca w uliczkę obok i już go nie było.
Pozostawił jedynie zaskoczoną Sky, która nie wiedziała co się aktualnie dzieje...*


Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 22:18
-Tak, ja bohater narodowy, wyratowałem księżniczkę z opresji!-śmieję się Harry, ukazując dołeczki w policzkach. Dawno nie słyszałam tego jego melodyjnego śmiechu. Tak bardzo go pragnęłam usłyszeć, ale w najbliższym czasie nie było okazji.
-Tylko nie utoń w tej fali samozachwycenia, Styles!-zakpiłam, lecz z nutą rozbawienia z głosie. Chłopak jedynie przyciągnął mnie do siebie, obejmując moje ramiona.
-Wiesz...-zaczęłam, bawiąc się własnymi palcami.-nie pamiętam kolejnego ważnego wydarzenia. To znaczy wiem, co było dalej, ale chyba coś mi umyka....
Harry wzdycha ciężko, przytulając mnie jeszcze mocniej, a po chwili czuję jego ciepły oddech tuż koło ucha.
-To masz wielkie szczęścia, bo ja pamiętam doskonale....
Odwracam zaskoczona głowę w stronę Harry'ego. Nigdy nic nie pamiętał, zawsze to ja musiałam przypominać mu o pewnych datach. Uśmiecha się jednoznacznie, potęgując moje zaciekawienie.
-A teraz, przypomnij sobie pewien wrześniowy poranek....
________________________________________________
Cześć!
Drugi rozdział już za nami. Teraz już zaczną się pojawiać rozdziały z punktu widzenia Harry'ego. Na pewno się domyślicie.
Po pierwsze, chciałabym podziękować wam za liczne wejścia, to dużo znaczy.
A po drugie, jestem smutna. Pod prologiem była 17 komentarzy, a pod pierwszym rozdziałem... ledwo 6. Przez to, że wgl. się nie udzielacie, nie wiem czy czytacie to opowiadanie, i czy jest sens tworzyć kolejne rozdziały.
Dlatego każdego z osobna proszę choć pozostawienie choćby emotikony w komentarzu, cokolwiek. Albo tych, których informuję o rozdziałach na tt coś napisali :))
Po prostu chcę wiedzieć, czy jesteście ze mną (:

do następnego, yuumy.

10 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ (:

piątek, 17 maja 2013

#1

(...)Harry jedynie niewzruszenie przygląda się mojej twarzy, lecz z jego twarzy znika ten promienny uśmiech. Widać, że chce coś powiedzieć, lecz waha się. Obejmuję mnie jeszcze silniej swoimi ramionami, i cicho dodaje:
-Jeśli chcesz, możemy powspominać. Noc cięgle młoda....


*2 lata wstecz*Holmes Chapel, UK

03.08.2011 rok ; godzina 6:32

*Promienie słońca przebijały przez limonkowe rolety, które z biegiem czasu przybrały kolor zgniłej zieleni. Miasto powoli budziło się do życia. Roztargnieni ludzie nieporadnie sunęli do pracy, ze wzrokiem utkwionym w mało interesujące miejsca. Dzieci z nieopisanym znudzeniem spacerowały do szkoły, zajadając w pośpiechu swoje śniadania. Staruszki wychodziły na spacery ze swoimi pupilami, przy okazji plotkując o nowo zamieszkałych sąsiadach. Jedynie młoda para narzeczonych spod mieszkania nr.6 była nad wyraz szczęśliwa, pomimo negatywnej aury.


Lecz to wszystko było jak najbardziej normalne. Tak wygląda prawdziwe życie. Życie przeciętnego śmiertelnika w tym bezdusznym mieście. Mieście, pełnym okrucieństwa....

Jedyną osobą, w której tliła się nuta radości, była pulchna brunetka, siedząca, a raczej leżące na obdrapanym parapecie swojego pokoju. Pulchna, to zbyt wyolbrzymiałe słowo. Jak każda przeciętna 16 latka posiadała wiele kompleksów, które w dzisiejszym świecie umknęłyby uwadze każdemu. Nienawidziła siebie. Nigdy przy porannej toalecie nie wpatrywała się w swoje odbicie. Uważała, że tacy ludzie jak ona nie powinni istnieć. Taki tok myślenie propagowali jej rówieśnicy w klasy. Potwory, otaczającego ją miejsca....
Pomimo swoich niedoskonałości, nie zważała na swoje atuty. Jej olśniewające, miedziane włosy, kaskadami układały się na jej ramionach. Brązowe oczy, z niesamowitą oprawą spokojnie mogłyby przeszyć na wskroś każdego człowieka, gdyby tylko nie bała się spojrzeć innym w twarz. Znajdując się ciągle w jednej i tej samej pozycji, Sky Mitch tworzyła w notesie różnorakie bazgroły, rysunki i sytuacje z życia codziennego. Jedno było pewne. Dziewczyna posiadała niesamowity talent plastyczny. Jej obrazki można było porównywać do najwspanialszych i wybitnych malarzy współczesnych. Potrafiła w nich doskonale uwydatnić ludzkie emocje oraz uczucia. Jej prace posiadały to 'coś', którzy nawet wybitni artyście nie potrafili przedstawić. Jednakże nigdy nie afiszowała się swoim zamiłowaniem do sztuki. Wolała postawić to tylko w swoim starym i przeżółkłym notesie.




Natomiast w tym czasie, na nowej kartce nie pojawiło się kolejne dzieło sztuki. Widniał jedynie napis.



'3 września 2011 rok - wszystkiego najlepszego Sky. A zarazem witaj w kolejnym, beznadziejnym roku szkolnym.'


To dziś Sky obchodziła swoje 16 urodziny. Z jednej strony to była dla niej ważna data. Oficjalnie to dziś prawo rozpostarło przed nią wiele nowych przywilejów. Wreszcie mogła oficjalnie prowadzić samochód, a nie za plecami ojca wykradać kluczki do starego garbusa i jeździć co jakiś czas do miejskich bibliotek. 
Lecz z drugiej strony wiedziała, że nadchodzi pierwszy dzień po wakacjach. Nie chciała widzieć ponownie tych perfidnych uśmieszków i dwuznacznych spojrzeń. Pod względem materialnym, w porównaniu do swoich rówieśników, znajdowała się kilka klas niżej. Jej rodzice nie byli zamożni. Ba, ledwo starczało im na opłacenie miesięcznych rachunków. Nie posiadali najnowszego telewizora, zmywarki, pralki etc. Sama Sky nigdy nie trzymała w ręku telefonu komórkowego, a co dopiero owy posiadać. Jej ubrania pochodziły z najtańszych sklepów. Zdarzało się również, że sama tworzyła odzież ze skrawków materiałów z pracowni matki. Pomimo tych wszystkich niewygód nigdy nie narzekała na swój stan majątkowy. Wiedziała, że rodzice starają się jak mogą. Pieniędzy nie przeznaczali na swoje wygody. Dlatego Sky miała dla nich ogromny szacunek. W całym swoim szesnastoletni życiu, ani razu nie kłóciła się ze swoimi rodzicami. Byli dla niej największą podporą, jaką kiedykolwiek posiadała.
Pomimo tego, w dzień ten, Sky Mitch rozpierała niesamowita energia. Wiedziała, że rodzice z pewnością zapomną o jej urodzinach. Nie oczekiwała od nich niczego innego... Lecz coś w środku mówiło jej, że ten dzień może wywołać u niej choć odrobinę uśmiechu na twarzy...




-Sky, szykuj się do szkoły...- drewniane drzwi otworzyły się z łoskotem, a w nich stanął barczysty mężczyzna średniego wzrostu. Edmund, ojciec Sky ze skupioną minę przeglądał swojego notatki, najwidoczniej potrzebne do pracy. Po chwili uniósł wzrok zza podań i innego typu świstków, gromiąc dziewczynę wzrokiem, że nie wykonała polecenia- Powiedziałem, do szkoły dziewczyno! Nie będę pracował na twoje utrzymanie, gdy ty nawet nie masz zamairu ruszyć swojego tyłka z domu!



Przerażona Sky z niewyobrażalnym pędem zamknęło brudnopis, wrzucając go mimochodem do plecaka. Wiedziała, że z ojcem nie można zadzierać. Mógł przecież się jeszcze bardziej zezłościć, a tego by nie chciała. Nie miała ochoty na powtórkę z rozrywki, gdy raz wróciła o 3 minut ze późno z biblioteki. Do teraz zdarzało jej się czuć ból w okolicach pasa, gdy wykonywała bardziej skomplikowane czynności. Zwinnie zarzuciła plecak na ramię, przy okazji zabierając z wersalki cienki sweterek. Pożegnała się grzecznie z ojcem, nie chcąc go denerwować i wyszła, delikatnie zamykając drzwi...



Ale ciągle miała nadzieję. Nadzieję, że coś się wydarzy...*





Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 21:46
Stoję przy zabrudzonym oknie, wpatrując się w krople spływające po szybie. Każda jest inna, każda posiada swoją historie. Kształtem znacznie się od siebie różnią, ale funkcję moją tą samą. Spokojnie można porównać je do ludzi. Oni też mają zadanie. Zniszczyć każdego napotkanego człowieka. Fizycznie, jak i zarówno psychicznie...

-Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego nie zgłosiłaś się z pomocą do innych osób?-dobiega do mnie znajomy, ciepły głos z nutą oburzenia w głosie. Harry zawsze lubił wydawać osądy i rozkazy. Lecz zawsze robił to w czystej wierze. Chciał pomóc, choć nie zawsze mu to wychodziło- Twoje rodzina była jednym, wielkim problemem. W dużej mierze twój ojciec doprowadził cię na skraj!

Chłopak powolnym ruchem przysuwa się do mnie. Nie reaguję na jego ruch, niewzruszenie przyglądam się obrazom za szybą. Po chwili czuję ciepłe ramiona, obejmujące mnie w talii i nierówny oddech, świszczący tuż przy moim uchu. Następuję przytłaczająca cisza, a ja nie mam pojęcia jak odpowiedzieć na jego zapytanie. Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Wszelkie zło, przysłaniała moje miłość do rodziców. Może po prostu nie chciałam zauważać tego, co działo się w tamtym okresie...

-Czy ty naprawdę myślisz, że była to tylko i wyłącznie wina ojca? Naprawdę sądzisz, że nic innego nie wpłynęło na nasze decyzje?- wybucham niepohamowaną agresją, wyswobadzając się z uścisku chłopaka- Zaraz mi powiesz, że Zayn i reszta naszych 'przyjaciół' nie miała z tym nic wspólnego?!

Harry z lekkim zdenerwowaniem wpatruję się wprost w moje oczy. Pomimo tego wszystkiego, ciągle nie mogę pojąć, jaki wielki wpływ ma na mnie ten zielony odcień tęczówek. To jedyna rzecz, która dotąd się jeszcze nie zmieniła. 
Chłopak przerywa kontakt wzrokowy, wyjmując z tylnej kieszeni paczkę papierosów i zapalniczkę. Odpala jednego, ponownie zajmując miejsce na sofie. Wygodnie usadawia się na wersalce i zaciąga się dymem. Zawsze uważałam, to za jeden z najgorszych nałogów, lecz wkrótce zrozumiałam jaką cholerną ulgę przynosi. 

-Nie mówmy o Zay'nie, Mitch. Dobrze wiesz, że on nie jest tą ważniejszą częścią historii...-odpowiada z grymasem na twarzy. Nie dziwię się. Samo jego imię też wywołuje u mnie nieopisane połacie wstrętu, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Mój partner najzwyczajniej nie.

-Masz rację, Styles....-zmierzam w kierunku chłopaka, pochylając się tuż nad nim. Nasze czoło o mało co się nie stykają. Harry ponownie próbuje mieć przytrzymać, lecz tym razem się nie daję. Wyjmuję papierosa z jego ust i przykładam do własnych. Kilka razy dobrze się zaciągam, i wydmuchuję wielkie i kształtne kółka z dymu papierosowego i dodaję- Nasz drogi przyjaciel, Malik jest poboczną postacią w naszym życiu, lecz wiele do niego wniósł. 

Wydmuchuję ostatnią partię dymu wprost w chłopaka i wyrzucam niedopałek na ziemię, przygniatając go stopą. Jak nigdy nic, ponownie podążam z stronę okna, przyglądając się cudownej, brytyjskiej pogodzie.

-Zayn Jaawad Malik...-recytuję z przekąsem, niczym na zajęciach teatralnych, świętej pamięci pana Firth -Największy przystojniak, a zarazem jeden z największych potworów na ziemi. Inaczej mówiąc, pierwsza ofiara z  listy 'everybody dies'... Pierwsza, która rozpoczęła nasz koszmar.



~*~
W to cudowne, piątkowe popołudnie witam Was pierwszym rozdziałem 'everybody dies' :'))
Bardzo się cieszę, że udało mi się go tak wcześnie dodać! Jestem strasznie podekscytowana waszą reakcją na ten oto rozdział. Ale z jednej strony, boję się że zawiodłam wasze oczekiwania. 
Dlatego jestem bardzo ciekawa waszej opinii. Sugestywna krytyka zawsze się przydaje.
Jak widzicie, opowiadanie głównie będzie miała formę retrospekcji  Tam, gdzie widzicie pochylony tekst  i '*', oznacza że są to wydarzenia z przeszłości. 

Chciałabym wam również BARDZO podziękować za tak wielki odzew. Nigdy nie posiadałam tylu komentarzy i to pod prologiem. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i wierzę, że pozostaniecie na dłużej. 

PS. Spotkałam się z kilkoma osobami, którym nie wyświetla się treść bloga. Czy u was jest podobnie? Jeżeli tak, to od razu zmienię wygląd. Napiszcie tylko, a od razu spróbuję coś na to poradzić. 

~Yuumy. 
Jesteś nowym czytelnikiem, a spodobało ci się moje opowiadanie? Jeśli chcesz być informowanym o nowych rozdziałach, zajrzyj do zakładki INFORMOWANI, a wszystkiego się dowiesz. :))

niedziela, 12 maja 2013

Prolog // wstęp


Dziś, czyli tj. 06.06.2013r. ; godzina 21:03

Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się nad tym, jakby wglądało twoje życie, gdybyś nie poznała wcześniej kilku niepowołanych osób? Jak wyglądałyby twoje decyzje, plany i przemyślenia? Najprawdopodobniej twoje marne, ludzkie życie byłoby sielanką. Choćbyś była jedną z tych nic nie znaczących we wszechświecie śmiertelniczek, posiadałabyś nieopisaną energię i siłę. Świat byłby dla Ciebie czymś, z czego należy się cieszyć i czerpać. Cokolwiek otaczałoby twoją osobę, wywoływało by uśmiech. Patrzyłabyś na świat przez pryzmat różowych okularów.

Ach, czy nie byłoby wspaniale...?

Niestety, Bóg nie tak planuje naszą przyszłość. Na świecie nie ma istoty, która nie zaznałaby tego uczucia. Odtrącenie, zazdrość, wstyd i smutek. Doskonale znasz te słowa, prawda? Ale nie o tym... Wpierw zastanówmy się nad istnieniem Boga. Bóg, Bóg, Bóg. Odwieczne temat sporów ludzi. Kim jest Bóg? Według zagorzałych katolików to dzięki Bogu żyjemy. Jest uzmysłowieniem czegoś niepojętego. Jego perfekcyjności nie da się opisać słowami. Tworzy wszystko. Wszystko, co najlepsze. To on stworzył świat, niebo, słońce, księżyc, dzień oraz noc, ciemność i światłość, miłość oraz... nienawiść? Lecz czy przed chwilą nie wspomnieliśmy o tym, że odpowiada za wszystko? Czyż wychodzi na to, że Bóg Chce, abyśmy cierpieli? Abyśmy zaznali nawet tych odrażających i bezwzględnych odczuć?

A ty, wierzysz? 

Może wpierw zacznijmy ode mnie. Mam niecałe 18 lat. I wiesz co.... nie wierzę. Nie wierzę nic w poza tym, co widzę przed sobą. Nie wierzę w lepsze jutro, nie wierzę w lepsze dni. Moja wiara opiera się jedynie na teraźniejszości. Zastanawiasz się pewnie dlaczego tak młoda dziewczyna, może posiadać tak radykalne patrzenie na świat? Dlaczego ta smarkula wypowiada się w taki sposób o otaczającym nas świecie? No cóż, to już o wiele dłuższa historia....



Stoję na małej, lekko uszczerbionej wadze. Z pewnością posiada wiele lat. Szybka, przez którą powinno wskazywać masę ciała, jest pokryta kurzem. Powinnam ją przetrzeć palcem, żeby zobaczyć, czy cokolwiek przytyłam, lecz coś od środka sprawia, że nie mogę się pochylić. Delikatnie stawiam stopy na zimnej posadzce, schodząc z wagi. Zaczynam drżeć. Na sobie mam jedynie bieliznę, która i tak jest typowa letnia. Otulam swoje ciało ramionami i mimowolnie omiatam spojrzeniem mały pokój, w którym aktualnie się znajduję. Nie nazywałabym go raczej pokojem. Pokój to za dużo powiedziane. To po prostu izba. Izba, mając w zanadrzu niewygodnie łóżko i... kanapę. Automatycznie odwracam się w stronę przedmiotu i widzę jego. Na mojej twarzy, jak na zawołanie, pojawia się nieśmiały uśmiech.

Nawet po tym wszystkim....

Leży w bliżej nieokreślonej pozycji na swoim posłaniu, trzymając w lewej dłoni puszkę po piwie. Najprawdopodobniej zaraz wyleci mu ona z rąk, bo widać że jest już pogrążony we śnie. Podchodzę do niego, aby usadowić się miedzy jego ogromnymi ramionami. Okrywam nas kocem i wtulam się w jego bok. Chłopak automatycznie reaguje na mój ruch. Budzi się. Kiedyś uwielbiałam patrzeć jak się budzi. Uwielbiałam, gdy mogłam przyglądać się tym niesfornym lokom, opadającym na czoło. I tym niesamowitym tęczówkom. Nigdy nie zapomnę tych chwil, gdy jego oczy wpatrywały się dokładnie w moje podczas naszych bliższych doznań.

A teraz...

Delikatnie rozchylił swoje podbite oczy, w których nie można już było nic zauważyć. Jedynie pustkę. Jego oczy nadal były zielone, ale wszystko co najcudowniejsze się z nich ulotniło. Pozostała jedynie obojętność. Jeszcze w pół śnie, przesuwa swoimi pokaleczonymi palcami po moich ustach, a następnie zakłada kosmyk moich zniszczonych włosów za ucho. Pomimo tego, że nie odczuwam już żadnych emocji, mimowolnie przysuwam się jeszcze bliżej mężczyzny. Pod koszulką nie mogę już wyczuć jego niesamowitych mięśni. Pozostały już jedynie kości i skóra, która pokuta jest igłami. Cóż... ze mną też nie jest lepiej...

Nagle zaczynam czuć drobne pocałunki we włosach, następnie wzdłuż skroni, potem przy uchu i ostatecznie tuż nad ustami. Podciągam się w stronę chłopaka, chcąc odwzajemnić pieszczotę. Pomimo tego, co się dzieje, każdy potrzebuje bliskości drugiego człowieka. Nawet gdy jesteśmy na skraju. Nawet nie zauważam, gdy koszulka chłopaka ląduję za jego plecami, a górna część mojej bielizny tacza się gdzieś po podłodze.

Po chwili zdaję sobie sprawę, co się dzieje. Wpatruję się ze dezorientacją na chłopaka. Ten jedynie swoim pustym wzrokiem odwzajemnia moje spojrzenie i przytakuje porozumiewawcza głową. Bez chwili zastanowienia, otacza swoimi ramionami moje ciało. To nigdy się nie zmieni. On zawsze wie, co w danej chwili czuję. Tylko on jedyny wie, kim jestem naprawdę. Dlatego chyba nadal z nim w tym wszystkim tkwię. Wiem, że łączy mnie z nim jedynie przywiązanie. Obejmuję dłońmi jego kark, zmuszając go do kontaktu wzrokowego. Pomimo tego, co ciągle się wydarza, on i tak potrafi obdarować mnie tym cudownym uśmiechem. Choć nie ma w nim już uczuć, i tak robi mi się cieplej.

-Harry Edward Styles...- dobitnie wymawiam jego imię, wpatrując się w jego tęczówki -Powiedz mi, kiedy wdepliśmy w to cholerne gówno?

Harry jedynie niewzruszenie przygląda się mojej twarzy, lecz z jego twarzy znika ten promienny uśmiech. Widać, że chce coś powiedzieć, lecz waha się. Obejmuję mnie jeszcze silniej swoimi ramionami, i cicho dodaje:
-Jeśli chcesz, możemy powspominać. Noc cięgle młoda....



                                                                              ~*~


No to ten. Witajcie !!
Niektórzy pewnie mnie kojarzą z TEGO bloga. Niestety, z tamtym nie wyszło. Chyba jednak nie potrafię pisać relaksacyjnie. Lepiej się czuję w taki klimatach.
Nie dodaję żadnych bohaterów itd. To opowiadanie to jedna, wielka tajemnica tak naprawdę. Ja sama dokładnie nie wiem, jak w nim wszystko się potoczy.
Jedynie mogę napomknąć, że będzie to jeszcze bardziej poplątane opowiadanie, niż poprzednie.

Teraz jedynie mogę zachęcić was do odwiedzania mojego bloga ;)))

~Yuumy.